Rozdział 36
Tajemniczy człowiek
Godzina 6-sta rano jest dla niektórych porą wczesną, nawet bardzo wczesną zwłaszcza gdy jest niedziela. Żeby w tym czasie spacerować po parku repeckim trzeba mieć naturę Kazika – trochę romantyka, trochę poszukiwacza niesamowitych zdarzeń w dziejach miasta i okolic. Zostawiając samochód na parkingu przy ulicy Repeckiej wcale nie był zdziwiony, że nie stał tam jeszcze żaden inny pojazd. Spokój duszy i radość majowego poranka mąciły papierzyska walające się po trylince.
„Miło jest natknąć się w głuszy na ślad człowieka” – pomyślał Kazik z dużą dozą ironii. Trzasnąwszy drzwiami spłoszył jakiegoś ptaka w zaroślach, inne rozćwierkały się zaraz jak na komendę. Zapiął kurtkę, bo było chłodno i szybkim krokiem ruszył w stronę szybu Sylwester. Nie miał jednak zamiaru iść asfaltową ścieżką, dlatego zboczył w dróżkę, która biegnie w kierunku Dramy. Przeszedł mostkiem na drugą stronę rzeczki po ceglanym moście, a następnie pomaszerował w prawo zboczem doliny. Dróżka jest tam dosyć szeroka, ale dzika, bardziej przypominająca leśną, pełna wybojów, kolein. Leżą przy niej i nierzadko w jej poprzek wiatrołomy potęgujące dzikość i lekką niesamowitość krajobrazu. Kazik rzucił okiem w dół i zauważył mężczyznę na granicy łąki i ściany drzew.
– Kogo może nieść do parku o tej porze? – szepnął i zaraz uświadomił sobie, że sam będąc dziwolągiem zastanawia się nad niecodziennym zachowaniem innej osoby.
Tamten jednak zachowywał się faktycznie dziwnie, bo pokazywał się i co chwila znikał w zaroślach jakby czegoś szukał, a może obawiał się czegoś? Ubrany w długi, staroświecki, czarny płaszcz z postawionym kołnierzem, głowę zakrywał kapeluszem tak, że twarzy zbytnio rozpoznać się nie dało.
„Zjawa jakaś, pewnie duch któregoś z Donnersmarcków, a może Skarbnik wyszedł ze sztolni?” – przez głowę Kazika przebiegało jedno po drugiem skojarzenie. Brał nawet pod uwagę, że to diabeł w ludzkiej postaci błąka się z jakiegoś powodu. Być może, że czeka na dźwięki kościelnego dzwonu zwołującego wiernych na pierwszą niedzielną mszę. Jakby na potwierdzenie myśli spostrzegł, że na drodze są wyraźne i świeże ślady kopyt. Z pewnością diabeł szedł tamtędy, tak pomyślał Kazik i zrobił mu się nieswojo. Zaraz też przypomniała mu się opowieść starego, tarnogórskiego taksówkarza. Zdarzenie poniekąd związane z jakąś tajemniczą osobą, miało miejsce w latach sześćdziesiątych, a kierowca mimo podeszłego wieku i różnych życiowych przygód, to akurat zapamiętał dokładnie. Stał nocą na postoju, który ówcześnie był na rynku obok restauracji „Pod lipami”. Trochę podrzemywał, dochodziła północ, za moment miał się kończyć dancing. Ocknął się, gdy ktoś znienacka wszedł do samochodu na tylne siedzenie.
– Do Rept proszę – słowa padły jak rozkaz.
– Do wsi, czy do GCR-u?
– Do GCR-u. No, nad czym się pan zastanawia, niechże pan jedzie – ponaglał pasażer, lecz kiedy taksówkarz dodał gazu, kazał jechać statecznie. Dojeżdżali do bramy ośrodka.
– Tu się pan zatrzyma – szepnął ochryple pasażer.
– Tu przy krzakach?
– A co to cię człowieku obchodzi? Płacę i wymagam – tamten odpowiedział grubiańsko i rzucił banknot na przedni fotel, trzasnęły drzwi i człowiek rozpłynął się w ciemnościach.
Taksówkarz zawrócił i nie zdążył dojechać do ul. Pyskowickiej, kiedy z naprzeciwka zajechał mu drogę milicyjny radiowóz.
– Wieziecie kogoś obywatelu? – jeden z funkcjonariuszy zapytał służbowo.
– Wiozłem i wracam pusty – odpowiedział kierowca.
– Proszę otworzyć bagażnik – milicjanci wyglądali groźnie, byli uzbrojeni po zęby i kiedy otwierała się tylna klapa auta celowali pistoletami do wnętrza.
– Gdzie ten człowiek wyszedł, w parku?
– Nie, przed bramą – padła odpowiedź.
– Proszę jechać, najlepiej prosto do domu i nikogo nie zabierać. Łapiemy groźnego przestępcę, nie ma z nim żartów, jak będzie musiał, to zabije pana z zimną krwią.
Na te słowa gęsia skóra zrobiła się kierowcy na całym ciele. Ruszył z piskiem opon, byle tylko jak najszybciej odstawić auto do garażu. Z prawdziwą ulgą otworzył wrota, a kiedy chciał wjechać do środka…
– Nie tak prędko, kurs się nie skończył – usłyszał głos tuż za uchem i poczuł chłód na karku chłód metalu.
Myślał, że ze strachu narobi w portki. To był pasażer, którego wiózł, a który wyszedł przed bramą GCR-u przed kilkunastoma minutami.
– Teraz wiem dokładnie, gdzie mieszkasz, więc rób co każę, a nic się tobie nie stanie, ani rodzince – ciągnął dalej bandyta. – W lusterko wsteczne nie zerkaj. Jedź za miasto w okolice torów kolejowych.
Zrobił, co tamten kazał. Prosił Boga, żeby nie natknąć się znów na milicjantów, bo wtedy znalazłby się w centrum niebezpieczeństwa. Zajechali na Osadę Jana, gdzie
bandzior wskoczył na pierwszy przejeżdżający pociąg z węglem. Na odchodnym powiedział:
– Teraz możesz naskarżyć gliniarzom, ale zrób to umiejętnie, bo jeśli mnie złapią z twojej przyczyny, to nie żyjesz!
Po kilku miesiącach przestępcę złapali. Taksówkarz jako świadek na procesie nie był w stanie go rozpoznać. W końcu miał trójkę dorastających dzieci, sprawa była poważna, więc trzeba było z powagą podejść do gróźb tajemniczego człowieka.
Myśląc o losach taksówkarza, doszedł Kazik do drugiego mostku na Dramą i tam natknął się oko w oko z dziwnym jegomościem. Tamten lekko skinął głową, z gracją uniósł kapelusz i rzekł:
– Dobrego dnia panu życzę.
– Z wzajemnością – odparł Kazik i pomyślał, że taki dostojny człowiek bandziorem zapewne nie jest, raczej wygląda na szlachetnie urodzonego.
Godzina marszu przed śniadaniem zdecydowanie wystarczy, Kazik skierował się na parking. Zaskoczyło go, że jegomość już też tam był, sprzątał papierzyska.
– Banda chamów szanowny panie! Nawet nie chce im się ręki wyciągnąć żeby butelkę wrzucić do kubła – rzekł jegomość w czarnym płaszczu podnosząc z ławki pustą butelkę po piwie.
– Powszechny jest niestety brak kultury osobistej, nieposiadanie odruchów, które powinny być wpajane od dziecka. Barbarzyńcy zaśmiecają taki cudowny park, – Kazik przyznał rację nieznajomemu wchodząc do samochodu. – – Tak, piękny park, mój park. Już ja się z nimi policzę! – Kazik usłyszał głos za plecami. Odwrócił się, żeby coś dodać, ale nikogo przy aucie nie było. Zniknął.
Po kilku dniach Kazik dowiedział się od znajomej z Rept, że taki tajemniczy człowiek w czarnym płaszczu włóczy się po okolicy. Podobno jest duchem któregoś z dawnych właścicieli ziemskich.