Nieistnienie
Gdzieś na granicy nieistnienia
W jaskiniach oświetlonych myślą
Zaczyna się mozolny przemarsz
I promień słońca będzie brzytwą
Do dziupli złożę akt spowiedzi
Ptakiem ukryję swoje grzechy
Szum liści może coś wyśledzi
By jękiem wiatru mnie pocieszyć
Stanę się jednym z elektronów
Tworzących ciało Ziemi – Matki
Jeśli nie sięgnę boskich tronów
Może bym kwiatem lipy zakwitł
A jeśli nie to jak dżdżownica
Do życiodajnej wpełznę gleby
Nie będzie mną się nikt zachwycał
Lecz mimo przejdzie świata niebyt