Może to już publikowałem, może nie. Przeszukuję starocie, bo w głębszych pokładach pamięci komputera zapisane mam sporo zaczętych pomysłów.
W szpitalu
Nikt nie jest zadowolony z pobytu w szpitalu. Mój kolega, który trafił na internę do bytomskiego szpitala też zadowolony nie był, choroba pokrzyżowała jego plany życiowe. Było to jednak niczym w porównaniu z niedolą dziadka z sąsiedniego łóżka, który z łóżka wstać nie potrafił. Gdy odwiedziłem kolegę, byłem świadkiem boleści rzeczonego pacjenta. Nie zdążyliśmy się przywitać, a do dziadka zawitała delegacja, córka z rodziną, jak się domyśliłem.
– Tato, jedliście co na obiad? – zapytała ostrym głosem, a dziadek przytaknął.
– Już ja wiem, jakie jest to szpitalne jedzenie. Jakbym zrobiła kuchenne rewolucje, to zaraz chorzy dostaliby apetytu. Podnieście się ojciec trochę, bo będę was karmić, bez jedzenia nigdy z łóżka nie wstaniecie!
Chory zaczął protestować, ale rodzina zakrzyczała go, więc dla świętego spokoju chciał coś dzióbnąć z przyniesionego obiadu. Nie pomogły protesty, zjeść musiał wszystko.
– Nie będzie zostawiania podnosków, bo jak przyjdzie Aśka nie musi widzieć, co wam przyniosłam – rzekła kobieta. Wywnioskowałem, że Aśka to druga córka chorego, przyszła ledwo pierwsza się wyniosła.
– Tato, jak się czujecie? – zapytała, a kiedy przyjrzała się wycieńczonemu obżarstwem ojcu stwierdziła: Źle wyglądacie, Zocha wam coś przyniosła?
Dziadek przytaknął, ale ta Aśka nie brała tego na poważnie.
– Już ja wiem, co ta sknera mogła wam przynieść. Nie brońcie jej tato, przecież widzę, że resztek nie ma, to musiała przyjść z pustymi rękami! Podniosę was i będziemy jeść.
Dziadek protestował, a myśmy nie mogli już wytrzymać ze śmiechu i mój kolega powiedział do mnie:
– Idziemy na dwór zapalić – a w tym momencie odwiedzająca wtrąciła się karcąco:
Poszliśmy krztusząc się śmiechem. Kiedy wracaliśmy, na korytarzu córka Aśka rozmawiała z lekarzem o zdrowiu ojca, a raczej ona mówiła, a on się tłumaczył:
– Panie doktorze, wydaje mi się, że z ojcem jest coraz gorzej, już dzisiaj niczego jeść nie chce. Bardzo proszę zająć się nim, bo ojciec się wykończy.
– Ejże, chyba tak źle nie jest – powiedział doktor, a dla świętego spokoju podszedł do pacjenta.
– Jak się pan czuje? – zapytał lekarz.
– Źle – to było jak do tej pory pierwsze słowo wypowiedziane przez dziadka.
– No słyszy pan doktor! – córka zaczęła szlochać.
– Ma pan na coś apetyt? – w głosie lekarza wyczułem troskę.
– Nie, niczego nie chcę! – wtedy do sali weszła pielęgniarka, więc lekarz zaordynował:
– Siostro proszę pacjentowi podłączyć kroplówkę z glukozą.
– Dziękuję, panie doktorze – rzekła córka i zadowolona z siebie poszła sobie.
Zapytałem dziadka, czy ma jeszcze więcej dzieci i dowiedziałem się, że syna i córką.
– I co? Też dzisiaj pana odwiedzą?
– Nie – odparł cierpiący.
– No to ma pan szansę przeżycia – stwierdziłem, a wtedy do sali weszła gromadka.
– Dzień dobry wujku! O Boże na kroplówce! Pewnie byście coś lepszego zjedli.
Pewnie by zjadł, ale uciekł i zamknął się w ustępie, chociaż od tygodnie wstać z łóżka nie mógł. Podstawą terapii jest dobre jedzenie.