Koncert
Niektóre utopce Doliny Dramy są bardzo muzykalne. Zwłaszcza jeden, który wieczorami aż do głębokiej nocy gra mokre koncerty. Staje on na brzegu rzeki, a z odzienia, z kapelusza kapią srebrne krople roziskrzone światłem księżyca. Dźwięki dosłownie spływają mu ze skrzypiec i rzadką, kłębiąca się mgłą otulają pobliskie łąki.
– Skąd ci do głowy przychodzą takie melodie? – zapytałem pewnego razu.
– Nic mi nie musi do głowy przychodzić, gram z nut – odpowiedział, a kiedy stwierdziłem, że żadnych nut nie widzę, uśmiechnął się i pokiwał głową z politowaniem.
– Moimi nutami są liście na drzewach i krzakach. Gram według ich ułożenia – odparł.
– Dobrze, dobrze! Jesienią co grać będziesz, gdy drzewa liście stracą? – powiedziałem z ukrywaną satysfakcją, że przyłapałem go na kłamstwie.
– Uważasz, że jestem tak tępy, że do jesieni nie nauczę się wszystkiego na pamięć? – powiedział i zagrał bardzo minorowo, co spowodowało, że mgła zgęstniała.