Mam powody, żeby ten wiersz dzisiaj wkleić. Muszę w sobie zgromadzić energię, żeby zmotywować się do pisania tego, co czeka we mnie od dawna.
Wola walki
Siedzi coś we mnie w piersiowej klatce
W pobliżu serca, między płucami,
Chęć do zrobienia nie licząc następstw,
Które przez lata potrafią łzawić.
Coś do mnie przyszło z pierwszym ziewnięciem
Na świat otwarty z oddechu pełnią,
Przemijające jak krótkie spięcie,
Po którym światła na długo więdną…
Czy zmora jakaś, lub inny demon?
Diabli być może wiedzą najlepiej,
Najpierw dotyka mnie dziwna niemoc,
Potem bezładnie coś ciałem trzepie
Może szczególna chęć zaistnienia
Albo odwieczna walka o stołek?
W takim przypadku skrupułów nie mam,
Nie dam się szmacić, zwyciężać wolę.
Nie wolno sobie pozwalać na słabostki, na wymyślanie, że jutro, później… a może wcale? Właśnie odkładnie na chwiejne terminy doprowadzają do pustki. Przede wszystkim pustki na kartkach, stronach w edytorze.
Bez jakiejkolwiek idiotycznej motywacji muszę jutro napisać pierwsze zdanie, a reszta sama się zrobi. Tak uważam!