Dzień przed swą śmiercią wydłuża cienie
Do nieskończoności i z przekrwieniem
Rozciera widnokręgu powieki
Opadające jak Słońca cekin.
Tak, tak! Guzik z tego będzie, już to czuję. Chciałbym ogromnie coś jeszcze nagryzmolić pod koniec Świąt, ale widzę, że to kompletnie nie ma sensu. Nie uprawiam poezji męczącej, zmęczonej, schorowanej i z pogranicza śmierci rozsądku. Zwrotkę powyższą skonstruowałem, ale jest to łabędzi śpiew chorobliwie ambitnego tekściarza.