Górnik i Śmiertka
Kiedyś przed laty pewien górnik mieszkający na Rojcy wracał nocą z drugiej zmiany i spotkał chudą, wynędzniałą kobietę. Stała na drodze przy rowie i coś majstrowała przy kosie. Myślał, że jest to jedna z biednych matek, które w tamtych czasach wykaszały rowy, żeby ususzyć siano dla kozy, nieraz jedynej żywicielki rodziny.
– Co ci się to stało kobieto? – zapytał życzliwie.
– Kosa mi się zepsuła, ostrze nie chce się trzymać trzymać styla, bo klin mocujący gdzieś się podział. Chyba dzisiaj nie popracuję – skarżyła się.
Górnik ulitował się nad biedaczką i zaproponował jej pomoc.
– Zabiorę kosę do domu i jutro rano naprawię.
– Jakbyś mógł jeszcze ostrze wyklepać, bo tępa się już zrobiła – poprosiła.
– Dobrze, powiem ci gdzie mieszkam i przyjdź sobie przed południem po nią – rzekł górnik.
– Nie! Nie będę do ciebie przychodzić kiedy będziesz w domu! – rzekła dziwnie ostro. – Lepiej zostaw ją przed domem, zabiorę ją kiedy będziesz w pracy.
Całe zdarzenie i zachowanie nieznajomej wydawało się górnikowi tajemnicze. Nie należał jednak do ludzi, których dziwiłby każdy odmieniec. Zrobił, co obiecał, a swojej starej sąsiadce, która całymi dniami przesiadywała na ławce przed domem powiedział, żeby oddała kosę właścicielce.
Późnym wieczorem znowu wracał i w tym samym miejscu znów stała kobieta.
– Coś jest nie w porządku? – zapytał.
– Nie, fajniście ją naprawiłeś, chciałam ci podziękować. Odpracowałam wszystkie zaległości wczorajsze i z dzisiejszą robotą się uwinęłam. Mogę ci się jakoś odwdzięczyć?
– Nie trzeba, to jest dla mnie drobiazg – odpowiedział górnik i rozeszli się.
A w domu zastał wielki lament. Okazało się, że stara sąsiadka nie żyje.
– Była tu chuda kobieta po kosę, porozmawiała chwilę, a kiedy odchodziła, sąsiadka spadła z ławki martwa – opowiadała żona, a wtedy zaświtało górnikowi w głowie, włosy stanęły mu dęba, domyślił się komu pomógł.
Minęło kilka miesięcy, górnik jak co dzień szedł do pracy. Już zapomniał o całym zdarzeniu, aż tu nagle przed kopalnianą bramą poczuł na plecach czyjś wzrok. Odwrócił się, to była ona!
– Wiem, że jesteś Śmiertka, domyśliłem się. A teraz gdzie się pchasz?
– Idę z górnikami na szychtę – odparła.
– Nigdzie nie pójdziesz! Nie pozwolę ci! – powiedział i wpadłszy na bramę zaczął krzyczeć. – Nie wpuszczajcie tej kobiety, ona nie może zjechać na dół.
Strażnicy oczywiście nikogo nie widzieli, a myśląc, że jest pijany jego nie wpuścili na zakład. W połowie szychty przysypało górników, nie wszyscy przeżyli, ale jemu się udało, bo dzięki znajomości ze Śmiertką nie zjechał na dół.
Prawda jest taka, że śmierci wprawdzie pomagać nie trzeba, ale tym razem górnikowi się opłaciło, bo odwdzięczyła się i nie zginął. I tak przecież kiedyś po niego przyszła, ale wtedy był już bardzo stary i chociaż pożyłby jeszcze trochę, czas był najwyższy, żeby ustąpić młodszym miejsca na Ziemi.