Miasto o poranku
Miasto o poranku mrozem pokurczone
Śpi jeszcze półżywe jak bezdomny w śmieciach.
Ziewające auta suną w każdą stronę
Po mazistej brei śniegu, który zleciał…
Księżyc strzepnął z grzbietu resztki cumulusa,
Blade swe oblicze goli ostrym dachem,
A na dół nie patrzy, bo go nic nie wzrusza,
Nic go nie obchodzi miejskie życie błahe.
Lud do pracy idzie, kupuje gazety,
Paczki papierosów tanich, najpodlejszych.
Przeklina pogodę, polityczne bzdety.
Dla ludu jest ważny każdy dzień dzisiejszy.
Jak się tu rozczulać nad pięknem poranka,
Wszystkich słodko witać i humorem tryskać,
Kiedy na chodniki oraz na przystankach
Każdy wredny pojazd śnieżną mazią pryska.