Zaznacz stronę

Coś akurat na mróz:

O tym, jak młynarz utopca przechytrzył

Zima tego roku przyszła w sam raz, o normalnej porze, ale przywlokła ze sobą okrutny mróz. Jednego dnia świat zesztywniał, pokrył się siwizną szronu połyskującą tajemniczo i baśniowo. To, co na zewnątrz stało się zimne i śliskie, od środka musiało żyć codziennym trybem. Niestety w takich warunkach funkcjonować normalnie jest trudno, dlatego całe piękno ośnieżonego środowiska przemieniło się dla ludzi z baśniowego w szereg utrudnień i przekleństw.
W Zbrosławicach najdłużej nie poddawała się mrozowi Drama. Rzeka szemrała przepływając przez łąki i wieś, protestując przeciwko agresji zimna, paplała coś niezrozumiale na kołach młyńskich, chyba skarżyła się na bezprawne lodowe uwięzienie. Mróz nic sobie nie robił z przekleństw ludzi, a żale rzeki tak go rozgniewały, że jeszcze bardziej zaatakował. I stało się, że jednej nocy stanęła rzeka a razem z nią skute lodem zatrzymały się koła młyńskie. Okrutny małżonek zimy siadł triumfalnie na tronie świata, jego złe spojrzenie przeszywało zimnem każde stworzenie.
We wsi były trzy młyny wodne, a każdy miał co robić i młynarze mogli żyć spokojnie i dostatnio. Właścicielem jednego był młody młynarz i jemu powodziło się trochę gorzej. Pochodził gdzieś spod Tworoga, ożenił się z jedyną córką starego młynarza, po którego śmierci zarządzał interesem. Nie był stąd, po drugie, był młody, a po trzecie, dwaj pozostali wystawiali mu często złą opinię z czysto ludzkiej zawiści. Wszystko to powodowało, że miał mniej klientów, często najbiedniejszych wieśniaków, a lepszy trafiał się wtedy, gdy dwaj pozostali nie potrafili podołać robocie. Dlatego cieszył się, że przychodzą święta i poprawi dochody rodziny.
A tu masz! Drama zamarznięta, koło ani drgnie. Tylko dzieci się cieszą ze ślizgawki na rozlewisku. Chłopi przyjeżdżają ze zbożem i wściekli wracają z kwitkiem do domu. Młynarz niewiele się namyślał. Razem z żoną zaczęli rąbać lód na rzece. Dodatkowo rozpalił ognisko w bezpiecznej odległości od drewnianych konstrukcji. Po pewnym czasie woda ruszyła, zrobiło się weselej, bo koło młyńskie zatrzepotało.
-„Będzie mąka, kasza, będzie zarobek, a dodatkowo chłopi zamiast marznąć będą mogli ogrzać się przy ognisku czekając na swoją kolej” – myślał sobie młynarz, gdy rozdrabniał obuchem większe kry.
Nagle!… Jak nie zabulgoce coś pod wodą przy kole, aż pomost zadrżał! Patrzy wystraszony młynarz, a z topieli wynurza się postać. Niewysoki, siny, w czerwonych portkach gramoli się na brzeg utopiec.
– Dlaczego mi spokój zakłócasz!? Budzisz mnie i ryby! – wrzeszczy wściekły, tupie nogami i otrząsa się z wody jak pies.
– Robię tak, bo chcę żyć – odburknął młynarz.
– Ja też chcę żyć i mieć spokój dlatego odłóż siekierę i nie hałasuj.
– Nie przestanę, bo koło musi się obracać!
– To ja ci gwarantuję, że choćbyś lód na całej Dramie porąbał i roztopił, koło twojego młyna ani drgnie, bo sam osobiście będę je trzymał!
Wściekły utopiec zanurkował i po chwili koło ponownie stanęło. Młynarz z żoną stali załamani, nie spodziewali się takiego obrotu sprawy. Pozbierali narzędzia i poszli na obiad, bo co mieli czynić. Aż do wieczora młody młynarz myślał, jak wybrnąć z poważnego już teraz problemu. Mógł utopca przeprosić, mógł ubłagać, ale chytry demon darmo nie ustąpi. Dlatego postanowił go przechytrzyć. Pod wieczór znowu wyszedł z żoną nad rzekę i zbierając kawałki lodu głośno ze sobą rozmawiali.
– Ależ ten utopiec jest głupi – wykrzykiwał młynarz. Uwierzył, że my z młyna żyjemy!
– Nie głupi, tylko nie wie, że potrafię lód z Dramy w czyste srebro przez noc przemienić – głośno chwaliła się młynarzowa.
– Ucisz się kobieto, bo jak się ktoś dowie, to w nocy podejrzy i sam będzie robił. Nie trzeba nam bogaczy w sąsiedztwie.
Tak rozmawiali licząc, że utopiec usłyszy i w nocy chcąc poznać tajemnicę puści koło. Wtedy przynajmniej dla siebie mąki namielą. Nie mylili się. Kiedy młynarzowa w kuchni mieszała bryłki lodu w wielkiej balii – młyn ruszył. Kamienie młyńskie chodziły i nic mechanizmu nie blokowało, nawet wtedy, gdy położyli się już spać. Nad ranem zbudziło ich walenie do drzwi.
– Hej, młynarzu! Otwieraj warsztat – to chłopi przyjechali ze zbożem.
– Nic nie zrobię, bo koło stoi – odpowiedział w pół otwartych drzwiach, bo był przekonany, że demon mechanizm blokuje.
– Kręci się! Kręci tylko twoje w całej okolicy. Wstawaj śpiochu, bo robota czeka.
Słysząc to, młynarz szybko się ubrał. W kuchni gryzł kawał chleba i popijając chłodnym mlekiem spojrzał przez okno! Jezu Chryste! Z dachu zwisa wielki sopel, a w nim uwięziony utopiec. Nieszczęśnik chcąc podpatrzeć nocne czary uwiesił się dachu i tak zamarzł. Zamknięty w lodowej pułapce posiniał na twarzy, tylko mu oczy złowrogo błyskają.
Młynarz cały dzień pracował, a późnym wieczorem zerwał sopel i wywiózł demona do Brynka, tam wrzucił do rzeki Stoły. Od tej pory miał święty spokój, a jako, że tylko on w takie mrozy młyn uruchomić potrafił – zasłynął w okolicy. Chłopi wdzięczni za pomoc w ciężkiej zimie, zawsze do niego pierwszego ze zbożem zajeżdżali.