Zaznacz stronę

Złodziej serów

W czasach wielkiego rozkwitu kopalń w samych Tarnowskich Górach, jak również w obszernej okolicy, przybywali do miasta ludzie zewsząd. Szukali tutaj szczęścia i dorobku, nie tylko jako gwarkowie wydobywając kruszec. Czyniąc wiele innych usług sprawiali, że żyło się w mieście coraz lepiej, bardziej wygodnie i dostatnio. Mieszczanie mieli co zjeść, wypić, a także przyodziać się odpowiednio – każdy według swoich możliwości i godności społecznej.
Zjawił się też któregoś roku pewien człowiek o imieniu Jaromir. Przybył z Moraw, albo z jeszcze dalszych stron. Miał przy sobie nielichy woreczek pieniędzy, więc wykupił jakieś udziały, czyli jak dawniej mówili – kuksy. Niewiele tego nabył, tyle tylko, żeby nie stracić i przeżyć. Dochodu większego w górach, czyli kopalniach, nie szukał, chciał jedynie być gwarkiem i z wolności stanu tego korzystać. Po jakimś czasie odkupił od pewnej wdowy kamieniczkę na ulicy Mlecznej, gdzie kram z mlekiem, serami i masłem otworzył. Sprowadzał wyroby z kilku pobliskich majątków, sam częstokroć na wieś jeździł, doglądał na miejscu wszystkiego, co i jak robią, a także chętnie przyuczał ludzi w umiejętności serowarskiej.
Na małym podwórzu jego kamieniczki był szyb do kopalni. Licha to była góra, żyła srebra szybko się urwała i pozostał tylko chodnik i niewielka komora. Poszedł więc Jędrzej do starostwa, żeby wyrobisko z rejestrów usnąć. Nie chciał jednak szybu zakopać, gdyż miał inne zamiary co do podziemnego wyrobiska.
– Chcę, panie starosto, loszek uczynić, gdzie będą wyborne sery dojrzewać. Wilgoć i chłód jest tam taki, niczym w jaskiniach w moich rodzinnych stronach. Myślę, że wnet po kilku miesiącach będę mógł waćpana nakarmić rarytasem, który rozkosz daje podniebieniu niebiańską – wychwalał swoje sery Jaromir. – Osobliwie smakują do piwa, a do wina podawane bukiet czynią bardziej wyraźny.
– Wy mi tu, Jaromirze kochany, nie opowiadajcie takich cudów, bo zaraz będę musiał sługę wołać, coby jadła i napitku przyniósł – śmiał się starosta górny i przełykając ślinę oczy z łakomstwa przewracał.- Trzymajcie sobie te wasze
sery, niech smaku nabierają, ale raz na tydzień olbornika na dół wpuszczajcie. Musimy sprawdzić, żeście nic z kruszców nie wykopali. Taki jest ordunek!
Starosta rozpostarł ręce jakby się tłumaczył. Wiedział, że im mniej ludzi do takich wyrobów zagląda, tym lepiej.
„Gdybyś wiedział, panie starosto, jaki pieniądz przynieść może mój pomysł, sam byś swoje góry pozamykał i tylko ten ser w podziemiach dojrzewać kazał sobie” – myślał w duchu Jędrzej. Nigdy, ale to nigdy nie zdradzi tajemnicy swojego wyrobu. Praca nie jest to lekka, znać ją trzeba, ale o tyle przyjemniejsza, że czystsza niż górnictwo i mlekiem pachnąca. Są ludzie na tym świecie, którzy w grzebaniu się w ziemi i wyciąganiu na powierzchnię góry srebra mają zysk i ukontentowanie. Jaromir, będąc gwarkiem, przyszłość swoją widział w udoskonalaniu daru krowiego wymienia.
Wrócił do domu i w swojej pracowni zabrał się do pracy. Najpierw odwrócił białe krążki twarogu, które wczoraj uformował. Posypywał je miałką, suchą solą tworząc cienką skorupkę. Teraz poleżą kilka godzin, aby pod wieczór znowu je odwrócić i posypać miejsca jeszcze nie solone. Miedzy jednym a drugim soleniem Jaromir przygotował nową porcję podpuszczki, która posłuży mu do ścinania mleka. Pokroił cielęcy żołądek, dzień wcześniej dokładnie wymyty, zasolony i wysuszony. Potem w specjalnie do tego przeznaczonym naczyniu zalał całość czystą, odstaną wodą. Po jakimś czasie całość przecedził i tak przyrządzonym płynem następnego dnia zetnie kolejną porcję mleka przeznaczonego do wyrobu serów.
W chłodnej, cienistej pracowni uformowane krążki dojrzewały cały tydzień, aż na ich powierzchni pojawiła się pleśń. Kiedy serowar popatrzył na nią z bliska, wyglądała jak delikatny puszek na brzuchu jednodniowego kurczaka. Sery w takim stanie Jędrzej zniósł do komory w kopalni. Tu, w ciemności i chłodzie, dokończy się cały proces formowania wewnętrznego tak, żeby smak dorównał zamierzonemu efektowi oraz żeby skórka otaczająca ten owoc pracy ludzkiej miała odpowiednią grubość i barwę.
Wiele tygodni leżały krążki w kopalni. Jędrzej co jakiś czas zachodził na dół, żeby sprawdzić, czy coś złego nie dzieje się z jego skarbem. Początkowo wszystko przebiegało poprawnie, próbki wynoszone na powierzchnię świadczyły, że dojrzewanie idzie w dobrym kierunku. Skórka twardniała, ale stawała się sprężysta, a miąższ jednorodny na przekroju pachniał subtelnie. Coś jednak Jędrzeja zaniepokoiło, zdawało mu się, że kilka krążków ubyło. Nie chciał jednak zbyt długo liczyć wszystkiego, bo kopcąca lampka mogła smak serów zepsuć.
Dlatego następnego dnia zszedł na dół, żeby tylko sprawdzić stan posiadania. Policzył wszystko i krew mu uderzyła do głowy. Ktoś kradł mu sery, ale kto? Nikt o jego schowku nie wiedział! Nikt tu, oprócz niego samego, nie zaglądał.
– Ale, ale już wiem! Ten chytry olbornik, który sprawdzał, czy nie kopię kruszcu! Dam ja mu popalić – wykrzyknął i pognał do urzędu górniczego ze skargą na poborcę podatkowego.
– Nie jest to możliwe, żeby zaprzysiężony urzędnik okradł gwarka – bronił swojego pracownika starosta.
– To kto? Tylko on wiedział, co kryje moja komora – skarżył się Jędrzej. – No i pan starosta!
– No, no! Liczcie się człowieku ze słowami, gdybym nie wiedział, że w goryczy to prawicie, już by was strażnik do celi prowadził. Idź szaleńcze i sprawdź wszystko jeszcze raz, bo nikt z nas okraść cię nie ma zamiaru.
Wrócił serowar do domu i zszedł prosto do swoich serów. Kiedy był w połowie szybu, usłyszał szmer jakiś i pomrukiwanie. Stanąwszy na podszybiu zobaczył, że w oddali, na końcu chodnika pali się blade światełko.
– Mam cię, złodzieju, przyłapany in flagranti na złodziejstwie! Na szubienicy skończysz! Już po straż miejską lecę, popamiętasz ty mnie bratku! – krzyknął.
– Wiesz gdzie ja mam tę całą straż? – zapytał zuchwale złodziej.
Jaromir podszedł bliżej i ze strachu zaschło mu w ustach. Złodziejem okazał się być Skarbnik.
– Więc to tak! – zachrypiał Jędrzej, wyschnięte gardło tylko taki dźwięk potrafiło wydobyć. – Złodziei po górach gonisz i prześladujesz, a sam niewiele jesteś lepszy!
– Karzę tych, którzy kruszec kradną, ja tylko się częstuję, bo mi ten twój ser okrutnie smakuje.
– To ja od jutra też tylko będę sobie brał srebro, bo mi się okrutnie przydać może – serowar poczynał sobie coraz śmielej. – I co ty wtedy powiesz?
Skarbnik powiesił swoją górnicza lampkę i zafrasowany podrapał się, czekanem po plecach.
– Masz bracie recht, daj rękę na zgodę, jakoś się dogadamy. Zapłacę ci za sery w trójnasób, bo srebra mam całe podziemie.
– Nic mi po twoim srebrze, kopalnia jest zamknięta, a olbornik sprawdza, czy przypadkiem czegoś nie wygrzebałem. Jedynym pożytkiem z tej komory może być ser, ale jak ty wszystko zjesz, to niczego nie sprzedam. A ręki ci nie podam, bo się ciebie boję! – dodał.
– Nie zjem ci wszystkiego przyjacielu! Niczym się nie przejmuj, postaram ci jakoś odpłacić, tylko pozwól mi podgryzać od czasu do czasu, bo nie wytrzymam w podziemiu z takim jadłem pod bokiem. Uciekaj teraz do domu, ja coś wymyślę. Nikt, kto trzyma sztamę ze Skarbnikiem, biedy nie zaznał. Przyjdź jutro, a nie pożałujesz.
Następnego dnia zjawił się Jaromir w podziemnej komorze. Skarbnik już czekał na niego.
– Szczęść Boże – przywitał serowara. – Weź jeden krążek pod światło. I zobacz jak wygląda.
Jaromir przybliżył lampkę do sera i oniemiał. Cały pokryty była srebrną skórką.
– Takiego sera jeszcze na świecie nie widzieli mój Skarbniczku roztomiły – Jędrzej aż płakał ze szczęścia. – Tak możemy razem współpracować!
– A co? Nie mówiłem ci, że ze starym Skarbnikiem zawsze do majątku dojdziesz? – śmiał się duch podziemi.
Kiedy Jaromir pokazał w Tarnowskich Górach to, co dojrzało w podziemiach, wszyscy oczy ze zdumienia przecierali. Ser smakował wyśmienicie, a połyskując srebrzyście na słońcu tym bardziej zachęcał do jedzenia. Jaromir do końca życia współpracował ze Skarbnikiem i dobrze mu się działo. Nigdy nie zdradził tajemnicy wytwarzania swego sera. Zmarł bezpotomnie więc tylko samotny już teraz duch tarnogórskich kopalń zna całą recepturę. Jego trzeba pytać o wszystko, ale kto teraz w Skarbnika wierzy?