Po różnych zakamarkach komputera grzebię szukając chęci do zakończenia czegoś. Wykluwają się pomysły, jest ich zbyt wiele, nie potrafię ich zapisać, nagrać, ale pozbierać w całość, sfinalizować nie potrafię. Znalazłem taki wiersz:
Odeszłaś…
Wiem, że byłaś bliżej niż dotknięcie mroku,
Niż mrugnięcia bezład powiek – skrzydeł ptasich…
Lecz coś cię wstrzymało, by żaru nie gasić,
Nie zniweczyć myśli, nie rozwiać jej w popiół…
Już się uśmiechałaś, wiecznością bezzębną
I oczko puściłaś, pewnie by mnie uwieść,
Nie myślałaś głupia, że się podnieść umiem,
Że jest ktoś nad wszystkim, nad tobą, nade mną,
Że człowiek jest silny w swej niemocy nawet
Chęciami istnienia, instynktem pierwotnym,
Tajemnicą życia, której cząstkę odkrył,
A traktuje nieraz jak w klocki zabawę…
Odeszłaś jak oddech wyłowiony z westchnień
Ty, na którą każdy może zawsze liczyć
Bez względu na losu krzyżowanie przyczyn…
Przybądź jak najpóźniej, wierz mi – nie zatęsknię.
Napisałem to w szpitalu, w Piekarach na urazówce. Smutek z odrobiną optymizmu.