Zaznacz stronę

Rozdział 33
Dbanie o zdrowie
– Jo wom mogą tyla godać, cobyście do lauby deka wziyni, a wy fort swoje – gderała Kaniowa do ojca. – O zdrowie trza dbać! A ja z wami yno se nerwy psuja!
– Niy sól tyla, niy bydziesz nerwowo! – odciął się stary złośliwie, ale kiedy przyniosła mu koc okrył nim nogi, bo faktycznie było w altance zimno.
Miała rację jego córka, że o zdrowie trzeba dbać, ale czasem same zabiegi powodują niemało zamieszania i kłopotów.
Przykładowo u Karlusów doszło na tle troski o zdrowie do niezłej awantury. Stało się to, oczywiście z powodu niebywałego nieporozumienia. Jednego dnia, Karlus szukając czegoś w jednej z szufladek w kuchni, natknął się na niewielki notesik, w którym zapisane były całe kolumny dat, a przy nich liczby. Zinterpretował to tak, że aż mu się w głowie zakręciło, a potem wygarnął żonie całą litanię pretensji, że jest niegospodarna i rozrzutna.
– Nie wiem, o co ci chodzi? – odpowiedziała. Przecież wszystkie wydatki zapisuję i mogę ci pokazać, że pieniędzmi nie szastam!
– Właśnie znalazłem te twoje wyliczenia i zaraz się będziesz tłumaczyć, o popatrz! – w tym momencie pokazał swoje odkrycie. Co to ma znaczyć? 130-90, 120-90 i tak dalej? Bierzesz 130 złotych, wydajesz 90? Co robisz z resztą, odkładasz na bok, na kosmetyki wydajesz?
– Ale ty jesteś głupi! Wiesz przecież, że ostatnio głowa mnie bolała i poszłam do lekarza, a on mi kazał codziennie mierzyć ciśnienie i zapisywać. Człowiek chce dbać o zdrowie, a spotyka go taka niesprawiedliwość – rzekła oburzona, a on potem musiał faktycznie stracić wiele pieniędzy, żeby żonę udobruchać.
Dbać o zdrowie, to nie znaczy dbać tylko o siebie. Jeśli ktoś ma zwierzęta, też należy odpowiednio się nimi zajmować i nie doprowadzać do ich cierpień. Natomiast będąc w posiadaniu zwierząt gospodarskich, ten obowiązek powinien być zdwojony, gdyż one stanowiąc pokarm dla ludzi, mogą im zaszkodzić, jeśli nie są w odpowiednim standardzie zdrowotnym. Nic sobie z tego nie robił pewien rolnik, stary kawaler z jednej okolicznej wioski, któremu zachorował stary knur. Leczył go przez dwa dni, a potem już lekarza nie wzywał. Doktor myślał, że wszystko jest w porządku i kiedyś na skupie żywca, zapytał rolnika, czy zwierzak wyzdrowiał, oraz czy zamierza go w najbliższym czasie kastrować. Knur bowiem nie nadawał się już do rozpłodu, a zabić go można było dopiero po tym niemiłym dla zwierzaka, ale koniecznym według przepisów, zabiegu.
– Tyn knur już je blank zdrowy! – śmiał się rolnik, a razem z nim reszta zgromadzonych.
– Nie rozumiem!? – lekarz zrobił zdziwioną mnę, a gospodarz opowiedział mu dalsze losy chorego zwierzaka.
Knurowi się poprawiło, ale znowu przestał jeść, a była niedziela i szkoda było wydawać pieniądze na dalsze leczenie. Dlatego dostał siekierą w łeb, a tak się dobrze składało, że akurat sąsiadowi zaległa krowa po porodzie, więc i ją dobili. Potem narobili kiełbasy z leczonego knura i chorej krowy, a potem wszystko sprzedali miastowym w Zabrzu i Gliwicach.
– I coś ty narobił? – denerwował się lekarz. Przecież mogliście ludzi potruć. Przecież knur był chory i dostawał antybiotyki!
– Chyba nie boło tak źle, musioł kyndroz być zdrowy, bo ludzie od wusztu niy pozdychali – powiedział zapalając papierosa. – Tera ludzie w mieście wszystko zeżrą. W sklepach nic niy ma, a miało się miyso zmarnować!?
Opowiadał kiedyś młody Kania, że na spędach zwierząt rzeźnych pracował dawnymi czasy pewien klasyfikator, który także bardzo dbał o zdrowie, ale podchodził do tego zupełnie inaczej niż standardowe przekonania. Można powiedzieć, że był prekursorem radiestezji i medycyny niekonwencjonalnej. Gdzie się tego nauczył, skąd nabrał takich umiejętności? Nie wiadomo. Ważne, że wszystko, co miał do ust włożyć badał wahadełkiem. Z początku wzbudzał sensację, ale z czasem ludzie przywykli do tego rodzaju obrządku, a niektórzy zaczęli robić mu żarty. Pewnego razu został poczęstowany kiełbasą i krupniokami. Zanim rozpoczął konsumpcję odprawił swój egzotyczny rytuał badawczy.
– Panie, a zboże tyż poradzicie zbadać, wtore jest dobre, a wtore nie? – zapytał jeden z większych w wiosce prześmiewców.
– Ja mogę wszystko zbadać w ten sposób – odparł tamten.
– No, ale co mi z tego badania! Musza wiedzieć co w zbożu poradzicie sprawdzić? – rolnik drążył temat.
– Po zbadaniu wiem, które zboże pochodziło z pola sztucznie nawożonego.
– Niy wierza! – kpił rolnik i zaraz przyniósł próbkę pszenicy, żeby sprawdzimy, co się będzie działo.
Mieszkał w pobliżu, więc za kilka chwil wrócił z dwiema torebkami pełnymi ziarna. Klasyfikator wziął się do pracy, potrzymał wahadełko nad jedną, potem nad drugą próbką, coś pomruczał pod nosem, pobłogosławił i wskazał pszenicę z pola mało nawożonego.
– To niy je możne! – krzyknął sztucznie, aktorsko przejęty rolnik. Aże mi się wierzyć niy chce! Tyż se musza kupić takie bimbadełko!
– Nic panu nie da samo wahadełko, jeśli nie posiada się wrodzonych zdolności – rzekł lekko zarozumiale klasyfikator.
Jakie on miał zdolności można się było wtedy łatwo przekonać, bo obie próby pochodziły z tego samego pola, a rolnik robił z niego wariata. Innym razem jedna młoda pracownica GS-u, która niedawno wyszła za mąż zapytała badacza z bożej łaski, czy będzie mogła mieć dzieci? On kazał jej usiąść na środku biura, obszedł ją kilka razy wkoło i przebadał cudownym wahadełkiem, poczym stwierdził uczenie:
– Ma pani z tymi sprawami spore kłopoty, ale jest to łatwe do wyleczenia. Może pani zamówić u mnie preparat, który wszystko załatwi.
– Nie, dziękuję panu bardzo za preparat – odparła. My jeszcze z dziećmi poczekamy, nie śpieszy nam się.
W rzeczywistości była już w piątym miesiącu ciąży, co było powszechnie znane. Można mieć różne poglądy na skuteczność takich zabiegów. Jednym one pomagają, inni są raczej sceptyczni nastawieni, ale w każdym przypadku trzeba wykazywać choć odrobinę rozsądku, a uczciwości przede wszystkim.
Bywają także momenty w życiu, że człowiek chce zadbać o siebie z jednej strony, a z drugiej mu nieszczęśliwie wyskoczy.
– Coś ty je dziołcha tako kulawo? – zapytała Kaniowa żonę wnuka, Bartka. I zaraz dodała:
– Trza dbać o zdrowie, a niy byle kaj szłapa wrożać!
Przyszli do niej na urodziny i zaraz się rzuciło w oczy, że coś się młodej matce zrobiło w nogę. Kontuzji doznała właśnie dbając o zdrowie. Wybrała się niedawno do parku wodnego z koleżankami, żeby trochę popływać i posiedzieć w saunie. Gdy wygrzewały swoje młode ciała, jedna z przyjaciółek rzekła do niej:
– A co się stało z twoim tatuażem!?
– A niby, co się miało stać? – powiedziała zdziwiona właścicielka malowidła na skórze, konkretnie na plecach, nieco powyżej pośladków.
– Jakiś taki niewyraźny!
– Jak ma być wyraźny, kiedy po dziecku przybrała tyle na wadze i się wszystko rozlazło! – skwitowała druga koleżanka mało delikatnie, a co gorsze – publicznie przy obcych ludziach w saunie. Wywołało to sporą wesołość, więc żona Bartka uciekła obrażona i potknęła się przy basenie z zimą wodą.
Dbanie o zdrowie to nie tylko konieczność osobista, ale i obowiązek niektórych pracodawców. Zwłaszcza w zakładach, które zajmują się produkcją żywności, w każdym ogniwie łańcucha od surowca do gotowego wyrobu. Kiedyś za czasów PRG-ów zootechnik w jednym gospodarstwie kazał pracownikom oborowym zrobić badania okresowe. Jeden taki nie zastanawiał się zbyt wiele i poszedł następnego dnia do przychodni zrobić prześwietlenie i oddać mocz do analizy. Wczesnym rankiem nie pamiętał o pobraniu moczu, dlatego podstawił pojemnik sikającej krowie. Skutek był niewyobrażalny! Przyjechało po niego pogotowie i trzy dni przeleżał w szpitalu na urologii, zanim się przyznał, dlaczego wynik badania jego moczu, a właściwie moczu, który oddał, jest taki tragiczny.
Koleżanka żony Poety pracuje w laboratorium analitycznym i jednego opowiadała, co zrobiła paskudnego. Inna ich znajoma ma córkę, o której stale opowiada, jaka jest zdolna, porządna i w ogóle co tylko najlepszego! Stało się tak, że córeczka dała się przebadać z jakiejś okazji i wtedy owa znajoma z laboratorium znalazła u niej w moczu plemniki. Wcale nie musiała tego wpisywać do wyniku, ale postąpiła złośliwie wobec panny, studentki, która niczego według mamusi nie robi, tylko patrzy nauki. Złośliwa laborantka opowiadała wszystko żonie Poety, kiedy jednego razu przyszła na ploteczki przy kawie i ciasteczkach.
– Dbać o zdrowie, moja droga, to znaczy dbać także do dobre stosunki – rzekła do żony Poety i dodała:
– Międzyludzkie, oczywiście miałam na myśli!