Zaznacz stronę

Scherzo na dziurawą rynnę różańcem rozsypanym naburmuszonej chmury dewotki. Rozmodlona dreptała po niebie w bereciku, aż tu naraz trach! Poleciały paciorki i jak je teraz złapie?

Rozbiegły się krople na dachówkach domu przykucniętego w cieniu zakatarzonej brzozy. Zastanowiły się chwilę, podskakując kilkakrotnie, jakby chciały powrócić do kieszeni chmury. Nic z tego! Spłynęły pochyłością i będąc już w rynnie trzymały się za ręce i tłukły czołami w ocynkowane ścianki dając mimowolnie utwór wpędzający w minorowe myśli wszystko, co żyje.

Brzoza owinęła szyję mglistym szalikiem wiatru i ziewa wydobywając z siebie chmurki przygnębionych myśli. Niedawno jeszcze nastroszona czupryna łąki, teraz ulizana jak fryzura zachrypniętego fortepianu, który bezskutecznie stara się wyciągnąć wysokie tony. Tego scherza już nie zagra czysto, może sobie płukać gardło i pochrząkiwać niby prosiaczek dzika drepczący po wszędobylskim przymrozku.