Zaznacz stronę

Jedna z opowiastek świątecznych, takich napisałem sporo i mam zamiar napisać więcej.

O tym, jak zbóje Jezuskowi się kłaniali
(Szkic)

Ciemność spowiła świat, a niebo nad betlejemskimi łąkami roziskrzyło się tysiącem gwiazd. Księżyc wsparł swoją głowę na puszystym obłoczku. Dobrotliwym uśmiechem życzył dobrej nocy wszystkiemu, co pokładło się spać. Dyskretnie maskowanym ziewnięciem rozsiewał słodkie sny o spokoju i nadziei, lepszym jutrze i coraz pomyślniejszej przyszłości.
Zbliżała się północ, owce w stadzie już dawno odpoczywały, tylko niektóre maciorki karmiły swoje młode.
Większość pasterzy położyła się spać w szałasach, jedynie ci z nocnej warty maszerowali wzdłuż pastwiska rozglądając się i nasłuchując co się w okolicy dzieje. Wpatrywaniem się w ciemność nie byliby w stanie ustrzec zwierząt ani przed wilkami, ani bandziorami, którzy od czasu do czasu próbowali uszczknąć nieco dla swoich potrzeb. Dlatego towarzyszyły im wierne psy czujne na każdego obcego i niechcianego osobnika.
Wartujący pasterze grzali sobie dłonie i stopy nad ogniskiem, kiedy na firmamencie ukazała jakaś tajemniczo błyszcząca gwiazda ciągnąc za sobą świetlistą smugę. Zjawiła się od strony Jerozolimy, wstrzymała swój lot nad Betlejem i tutaj podrygując radośnie rozsiewała garście iskier. Rozdziawili pastuszkowie gęby zdziwieni, bo czegoś takiego nie widzieli jeszcze. Może długo by tak stali jak zamurowani gdyby nie dziwne zachowanie psów. Zaczęły się łasić i przyjacielsko poszczekiwać.
– Chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli – usłyszeli za plecami radosne powitanie. Za nimi stało dwóch młodzieńców odzianych w białe szaty.
– Kim jesteście?! – krzyknęli pasterze i pochwycili w dłonie swoje laski pasterskie. Nie wiedzieli bowiem, że mają do czynienia z samymi boskimi posłańcami.
– Nie lękajcie się! Jesteśmy aniołami, głosimy wam dobrą nowinę. Oto w Betlejem Maryja porodziła syna, który jest zbawieniem świata. Budźcie swych współbraci i idźcie złożyć pokłon królewiczowi. Leży on w żłobie na sianie w starej stajni nieopodal, tam gdzie gwiazda błyszczy.
Nie od razu dali się wartownicy nakłonić do wykonania poleceń aniołów. Wprawdzie przybysze wzbudzali zaufanie, ale to co usłyszeli brzmiało niecodziennie.
– Jak mamy wszyscy zostawić inwentarz i biec gdzieś daleko oglądać małe dziecko? Przecież wilki tylko czekają – oponował pastuszek.
– I zbój jest tu taki jeden, bandzior z kompanią swoją, którzy stada plądrują, ludzi niewolą i okradają – dodał drugi.
– Nic się nie stanie waszym owieczkom, macie pójść, bo to taka jest wola Wszechmogącego! Budźcie śpiących i koniec gadania – powiedział anioł podniesionym głosem, bo go trochę już zniecierpliwiła opieszałość wartowników.
Posłuchali pasterza głosu aniołów i poszli zostawiając owce. Jedna tylko mała owieczka, pobiegła za nimi, ta której matka po porodzie zdechła. Jeden z pasterzy zaopiekował się nią i teraz nie opuszczała go na krok.
Również zbójnik w tę cudowna noc spał sobie z kamratami w szałasach. W głowach im szumiało po wieczornej pijatyce. Nawet ci, którzy zostali na czatach drzemali chrapiąc i majacząc w pijackim zwidzie.
Było już grubo po północy, kiedy ktoś zaczął herszta budzić szarpiąc za odzienie
– Wstawaj zbóju, wstawaj!
Zbój ze snu głębokiego wytrącony oczy przecierał i nie od razu zorientował się, co się dzieje i z kim rozmawia. Rzucił się na budzącego i przydusił do ziemi.
– Jak tu wlazłeś! Gdzie straże!?- krzyczał.
– Puść mnie! To ja, twój diabeł! Opiekun i doradca. Mówię ci, jest to jedyna okazja. Zwołaj swoją bandę i idźcie plądrować stado. Durni pasterze poszli dziecko jakieś oglądać. Aniołowie całkiem ich ogłupili gadaniem o narodzeniu zbawiciela, podobno króla żydowskiego.
– Ej ty diable! Każesz mi okraść królewskich kolesiów? Chcesz mnie wykończyć takimi pomysłami! Przecież siedzę tu sobie i spokojnie ograbiam lud prosty i kupców. Nie mam zamiaru z władzą zadzierać.
– Jaki on tam król, tak tylko jego nazywają! W starej stajni się urodził, aniołowie latają po okolicy i bałamucą naiwniaków gadając, że to zbawiciel.
Uwierzyli zbóje diabłu, że nadarzyła się okazja i poszli kraść zabrawszy ze sobą pałki i kije. Kiedy dotarli w pobliże stada zobaczyli dogasające ognisko, a pasterzy ani śladu. Już zabierali się za przeganianie owieczek, a wtem z pasterskich szałasów wypadły watahy wilków. Bóg tak sprawił, że dzikie bestie w noc bożego narodzenia na rozkaz aniołów owiec strzegły. Wystraszeni złoczyńcy wzięli nogi za pas i gnali nie patrząc gdzie, byle dalej od baranów! A diabła przeklinali siarczyście i sprośnie. W końcu nie wiedząc jak znaleźli się przed starą szopą.
Weszli do środka, bo chwilę odsapnąć -patrzą, a tu dziecko małe – chłopczyk śpi w żłobie. Wół i osioł chuchają na niego, od czasu do czasu wygryzają siano spod zawiniątka. Ostrożnie, zezują na Józefa, bo ten strzegący Jezusa kijem ich odganiał. Wiedział, że krzywdy dzieciątku nie zrobią, ale malec spał i mogły bydlęta go obudzić.
– Chodźcie zacni ludzie – zaprosiła ich dalej Maryja – wielka musi być wasza wiara, skoro w takim pośpiechu przybyliście. Cali jesteście zasapani, biedacy!
Herszt słysząc takie słowa zmieszał się bardzo, głupio mu się zrobiło, że kobieta nieświadomie bierze ich za kogoś innego. Zaczął się tłumaczyć.
– My właściwie matko nie jesteśmy dobrzy, a nawet powiem więcej, że jesteśmy zbójami. Znaleźliśmy się tutaj przez przypadek!
– Nie ma u Boga przypadku, jeśli was tutaj skierował miał w tym swój cel. Jezus się narodził dla was, zbawiciel przyszedł właśnie błądzącym prostować ścieżki.
– Pokłon mu oddajcie – dodał Józef- a idźcie i więcej nie grzeszcie.
Pokłonili się zbóje międląc w dłoniach czapki, a tak się przeciskali przy ścianie , że mało osioł herszta nie kopnął.
Odmienił się żywot bandziorów, chwycili się uczciwej roboty. Diabła precz przegonili, a on wściekły, że mu się nie powiodło poszedł kusić Heroda.