Zaznacz stronę

Jeśli zacząłem wczoraj temat postny, to może dzisiaj będę kontynuować? Poniższy tekst to rozdział 26 cyklu opowiadań, który pisałem dla „Gwarka” pt.: „Nie tak dawno w TG”

Rekolekcje

– Zastanawiamy się pewnie często, po co komu te całe rekolekcje wielkopostne. Może dzieciom i młodzieży coś dają, ale dorosłym? Czy umoralniające słowa mają jakieś znaczenie dla ludzi o ustalonych poglądach? Przecież dorośli ludzie wiedzą jak żyć, a jeśli pobłądzą, zgrzeszą, to wiedzą, co zrobić, żeby się oczyścić. Jeśli stoczą się nawet na samo dno, to raczej rekolekcje im nie pomogą, bo do głowy im nie przyjdzie, żeby przyjść na kazanie. Jeśli otrzymają dar chęci poprawy, będą musieli poddać się terapii, a nie liczyć na cud poprawy, który może się i zdarzyć, ale jest to rzadkość. Bądźmy wobec siebie szczerzy – tak zaczął rekolekcjonista pierwsze kazanie dla dorosłych. – Ja was do przychodnia tutaj nie zmuszam, to wy powinniście wiedzieć, że kilka zdań o prawdach, które doskonale znacie, ale powiedziane w innym kontekście, inaczej ukierunkowane dodadzą kolejnych wartości waszym zapatrywaniom na rzeczywistość.
Dorota do specjalnie przykładnych parafianek nigdy nie należała. Sama sobie wystawiała często opinię, że nie jest do końca pewna, czy jej religijność ma źródło w prawdziwej wierze, czy w wychowaniu, które wpoiło jej przyzwyczajenia. Słysząc z ambony powyższą wypowiedź postanowiła pójść na następną homilę. Zrozumiała, że jej wyobrażenie o czystości własnego sumienia jest podobne do spojrzenia na budzącą się wiosnę. Niby śnieg zakrywa wszystko, ale po bliższej analizie sytuacji okazuje się, że śnieg nie jest zbytnio czysty, ani to, co pod bielą schowane nie jest w należytym ładzie.
„Jednym słowem, nie zaszkodzi zrobić niewielki remanent swego postępowania. W końcu, jeśli przed Wielkanocą robi się domowe porządki wiosenne, to dlaczego nie odkurzyć duchowości” – tak sobie myślała idąc w kierunku kościoła.
Kiedy mijała sklep spożywczy…
– Dorka! Jak się masz dziewczyno!? – zaczepił ją jakiś pijaczyna stojący z dwoma koleżkami.
– To do mnie? – rzekła rozglądając się wokoło.
– Do ciebie Dorka, do ciebie! – ten ktoś najwyraźniej ją z znał, ale skąd? – Nie poznajesz mnie, czy oślepłaś?
– Krzysiek? – zapytała z niedowierzaniem.
– Bingo! – krzyknął. – A gdzie to dryfujemy wśród ciemności?
– Do kościoła na rekolekcje – odparła.
– No proszę! Można powiedzieć, że z nieba mi spadłaś! Wyskocz z dziesiątki, bo chciałbym się z kolegami napić, a pustynię mam w kieszeni – od mężczyzny już zalatywało przetrawionym alkoholem, musiał coś wypić w ciągu dnia, ale widocznie miał ochotę na więcej, niż pozwalały na to możliwości finansowe.
– Sam byś lepiej poszedł kazania posłuchać, duszę oczyścić z win – gromiła Dorota.
– Wyszedłem wczoraj z więzienia, to jestem czysty. Nie muszę się spowiadać, a co do win, to wypiłbym jeszcze niejedno – zażartował sobie. – No, nie bądź taka, Dorka. Daj dyszkę, to odpokutuję wina z kolegami w bramie. Jak przyjdzie potrzeba, to zjawię się w kościele, nie trzeba mnie będzie namawiać.
– No, no! Żebyś się wcześniej tam nie zjawił niż myślisz – rzekła Dorota.
„Chyba zgłupiałam, że dałam mu te pieniądze” – pomyślała Dorota wchodząc do kościoła. Nie wiedziała, dlaczego pozwoliła się naciągnąć. Może dlatego, że chciała się pozbyć intruza, a może obawiała się, że nie zdąży na kazanie. Być może dlatego, że znała Krzyśka od wielu lat i zawsze uważała, zresztą jak większość znajomych, że gdyby się nie stoczył, byłby wartościowym człowiekiem.
Wpadała do kościoła w ostatnim momencie, dobrze, że znalazła miejsce w tylnej ławce.
– Człowiek czasami potrzebuje mocnego wstrząsu, żeby zmienić swe spojrzenie na rzeczywistość – mówił rekolekcjonista. – Opowiadał mi wasz proboszcz, że miał kiedyś przed laty takie zdarzenie. Jak wiecie, nieopodal kościoła jest szpital, kostnica, a potem szkoła średnia. Uczniowie tej szkoły chodzą często zapalić papierosa za mur przy kostnicy. Tak się złożyło, że popalali sobie na przerwie, kiedy ksiądz szedł rozpocząć ceremonię żałobną. Usłyszał dzikie krzyki, przekleństwa, więc zajrzał kto czyni takie harce. Przyłapał kilku uczniów, których znał z nauki religii.
– Jak się zachowujecie? Jesteście już prawie dorośli, a zachowaniem dajecie niezbyt chlubne świadectwo poziomu intelektualnego. Przecież za ścianą leży nieboszczyk w trumnie, najbliżsi płaczą, modlą się żałobnicy, z wy się wygłupiacie. Mam was potraktować jak smarkatych chuliganów? – powiedział ksiądz do uczniów, a oni stali zmieszani i czerwoni ze wstydu.
Chcąc dać im nauczkę, kazał im proboszcz wejść do kostnicy i pomodlić się za zmarłego. Zrobili, co kazał, ale ku zdziwieniu zgromadzonych, ledwo zerknęli do trumny, zaraz uciekli w popłochu. Na następnej religii proboszcz nie omieszkał zapytać o tak dziwne zachowanie. Najpierw nie chcieli mówić, ale w końcu ulegli.
– Bo proszę księdza prawda jest taka, że nie ksiądz pierwszy zwrócił nam uwagę. Najpierw przyszedł starszy pan i bardzo nas prosił o spokój – mówił jeden uczeń.
– Myśmy go wyśmiali – ciągnął opowieść drugi. – Ten pan mówił, że może za niedługo będziemy mieli inne miny.
– I jaki to miało związek z waszą ucieczką? – zapytał proboszcz.
– Taki, że upominał nas ten człowiek, który leżał w trumnie – wybełkotał następny uczeń.
Rekolekcjonista coś jeszcze opowiadał, ale Dorota już nie słuchała, bo ku jej zdziwieniu do kościoła wgramolił się… Krzysztof.
To w ogóle była dziwna postać, żeby nie powiedzieć – tragiczna. Typowy przykład zakopanych talentów, określając go językiem nauk rekolekcyjnych. Nie miała pojęcia za co trafił za kratki, ale z pewnością nie za niewinność.
„Co mu strzeliło do łba, żeby tutaj przychodzić? Może chce więcej ode mnie wyłudzić?” – myślała sobie i już układał plan ewakuacji z niezręcznej sytuacji.
Niestety nie udało się, przydybał ją przed kościołem.
– Niczego więcej ci nie dam, bo nie mam ani grosza przy duszy – zaznaczyła zaraz.
– Daj spokój, nie po to przyszedłem – odparł.
– Już uwierzę, że chcesz się nawrócić!
– Nie tak zaraz, ale trudno mi wytłumaczyć całe zdarzenie. Wyobraź sobie, że uratowało mnie twoje dziesięć złotych. Wszedłem do sklepu kupić jabola, a wtedy jakiś szaleniec nie wyrobił skrętu na skrzyżowaniu i wparował w moich kolegów. Obaj nie żyją.
– Dostałeś jeszcze jedną szansę – stwierdziła Dorota.
– Tak, za wyłudzone dziesięć złotych. Już taki jestem bohater za dychę – rzekł i poszedł.
„Jak widać, rekolekcje wielkopostne przybierają różne formy” – pomyślała Dorota.