Kupowaliśmy ogórki i przypomniał mi się fragment pisania dla „Gwarka”.
Poeta zgasił papierosa na wieku kubła i poszedł do pobliskiego sklepu na rogu ulicy. Płacił już, kiedy weszła pani Brzoza, sąsiadka z domu po przeciwnej stornie ulicy.
– Wczoraj kupował pan tyle piwa, widzę, że dzisiaj to samo. Imprezujecie na całego – rzekła wścibska znajoma w sklepie.
Sam nie wiedział, jak to się dzieje, że ona zawsze musi znaleźć się tam, gdzie jej nie proszą.
– I tu się pani myli robiąc mnie pijakiem! Kupuję piwo z zupełnie innych powodów.
– Już uwierzę, że z powodu miesiąca trzeźwości wylewa pan wszystko do zlewu!
– Taki głupi to nie jestem, nie, nie!
– Chyba pan nie wie, że porządny katolik w sierpniu nie pije.
– Tak się składa, że w moim mniemaniu porządny katolik, a także porządny człowiek alkoholu nie nadużywa, a jeśli nawet, to wie, kiedy skończyć.
– O, ale wzorzec, błogosławiony prawie, pomyślałby kto! Piwa tyle kupuje, a niewiniątko udaje!
– Szanowna pani, piwo kupuję, bo kiszę ogórki!
– Piwo do kiszenia? To jakiś nowy przepis macie? – babie szczęka opadła ze zdziwienia.
– Żaden nowy! Daję to, co zwykle.
– A piwo? Ile dajecie na kilo ogórków?
– Jedno – burknął może niegrzecznie, bo już go zaczęła denerwować.
W tym roku ogórki są piekielnie drogie. Nie będzie robienia zapasów na zimę.