Na dzisiejszy wieczór proponuję krótki horror napisany przed laty:
Dawno temu nad Dramą…
Działo się to dawno, dawno temu nad Dramą, jedni mówią, że w Zbrosławicach, a inni, że w Kamieńcu. Może w takich wioskach jak Kempczowice, czy Nierada, których nazw większość ludzi już dzisiaj zapomniała, a przyjezdni wcale nie znają. Gdyby Drama opływała Ziemią w koło, to można powiedzieć, że wszystko zdarzyło się sto okrążeń naszej rzeczki temu nazad. Gnieździły się wtedy na świecie różne złe duchy i zjawy, wszędzie było tego pełno i ludzie musieli mieć się na baczności, żeby jakaś ich nie dopadła, bo wtedy choroba była pewna.
Mieszkał wtedy w którejś wiosce nad Dramą gospodarz. Był on ani biedny, ani bogaty – ani cichy, ani pyskaty. Taki, co nikomu nie wadzi, nikomu też specjalnie nie pomoże. Położył się pewnego wieczoru zdrowy do łóżka, a rano żona nie mogła go dobudzić. W końcu, kiedy wstał był blady jak świeżo pobielona ściana.
– Leż chłopie w łóżku, boś chory – rzekła mu żona.
– Leż, leż! Dobrze ci mówić, a kto w polu orać będzie? Daj coś do zjedzenia lepszego i pójdę robić. Poleżę jak zacznie padać – odparł.
Śniadał gospodarz, ale nic mu nie smakowało. W końcu dojadł glonek chleba z miodem i poczłapał orać. Taki był słaby, że konie, które zawsze musiał poganiać, teraz ciągnęły go dosłownie za pługiem. W południe, kiedy dzwoniło na Anioł Pański zrobił sobie chwilę przerwy. Koniom pozwolił poskubać trawy w cieniu drzew nad Dramą, a sam moczył sobie nogi w chłodnej rzece. Spojrzał na swoje odbicie w wodzie i aż się zląkł.
– Jezusie najsłodszy, ale mnie ta choroba zmieniła – jęknął cicho. Jeszcze bardziej się wystraszył, kiedy to, co zobaczył w wodzie odezwało się ludzkim głosem, nieco bulgocąc, bo przecież było zanurzone.
– Durny chłopku, ja nie jestem twoim odbiciem! – powiedziało to coś i za chwilę na brzegu stał prawdziwy utopiec.
– Czego chcesz ode mnie? – zapytał chłop drżącym głosem. – Tylko mnie nie utop, już i tak chory jestem od rana!
– Nic ci nie zrobię! To ty się nie przeglądaj w mojej wodzie. Twoje odbicie straszy moje dzieci! Nogi też wyciągnij na brzeg, bo ryby i raki zdechną. Dzisiaj w nocy zmora cię dusiła.
– To co ja biedny mam robić, chyba teraz umrę?!
– Idź na cmentarz, grabarz ci powie – poradził utopiec i zniknął.
Zrobił więc gospodarz tak jak poradził utopiec. Przyczłapał na cmentarz, a grabarz właśnie kopał grób, wysłuchał lamentu i nie przerywając pracy tak poradził:
– Sprzedam ci deskę z trumny. Taką, co ma dziurę po sęku. Weźmiesz ją na mszę w niedzielę i przez dziurę patrząc poznasz, która z bab jest zmorą.
Kupił gospodarz deskę i wrócił do domu. Po drodze rozmyślał jak z taką deską pokazać się kościele, przecież proboszcz go wyrzuci. Wrócił więc na cmentarz. Grabarz już czyścił łopatę, bo grób na jutrzejszy pogrzeb był gotowy. Kazał sobie jeszcze dopłacić i poradził inaczej.
– Zmora często przechodzi do izby przez dziurkę od klucza. Niech baba twoja pilnuje w nocy przy drzwiach i zrobi tak, żeby słomka przeszła przez dziurę po sęku.
– Co się wtedy stanie? – zapytał chłop.
– Za bardzo jesteś ciekawy jak na chorego! Zobaczysz, że wyzdrowiejesz. Idź do domu, bo się ćmi, jeszcze cię coś gorszego po drodze złapie – postraszył go grabarz.
Gospodarz uczynił zgodnie z poradami. Kiedy spał żona stróżowała z deską. O północy już miała zasypiać, a tu naraz coś cichutko szura przy drzwiach i z zamku wysuwa się słomka. Niewiele się kobieta namyślała, przystawiła dziurawą deskę i ….!
Coś okrutnie zawyło, huknęło! Drzwi wyrwane z framugi mało nie przycisnęły babę do podłogi. Mąż przebudził się i razem na klęczkach modlili się do rana.
Następnego dnia gospodarz czuł się dobrze, był tylko niewyspany. Później dowiedzieli się, że tej nocy zmarła uduszona jedna z sąsiadek. Cała wieś nie mogła się nadziwić jak to się stało, że nieboszczka miała na szyi deskę od trumny.