Zaznacz stronę

Po różnych perypetiach myślałem, że się nie pozbieram z pisaniem i w ogóle ze zdrowiem, ale widać jestem jak wiatr. Nie uwięzi mnie żadne przeciwieństwo losu. Poniższy utwór jest fragmentem propozycji z cyklu o wietrze:

Leśny sąd

Wiatr narwaniec, z piekła rodem bestia,
Tuż pod lasem chciał się nocą przespać,
Więc głowę ułożył na przydrożnych piaskach,
Krzyczał przez sen, świszczał, chrapał, mlaskał.

Tak się wiercił, aż się znalazł w krzakach.
Bo szarpały wnętrzami łajdaka
Zwidy jakieś, wyrzuty sumienia,
Wiatr wiadomo narozrabiał nieraz…

Wiatr krzaki z miejsca aresztowały
Za listę długą przestępstw niemałych,
Które popełniał przez dnie i noce.
Czekał go leśny uczciwy proces.

Za to że złamał dębowi ramię,
I świerki pobił gdzieś przy polanie,
Jesienią ukradł drzewne odzienie,
Za wszystko, czego nikt nawet nie wie…!

Oczywiście, nie jest to całość, bo tekst ma zakończenie. Może nie odkrywcze, może nie zagadkowe, ale jest kolejne coś do kolekcji.