W deszczową pogodę można jedynie pisać o utopcach. Tekst sam się układa:
…Lało już od kilku tygodni, powietrze było nasączone wodą do tego stopnia, że kiedy utopiec wieczorem wychodził na brzeg, żeby grać na flecie, woda zaczynała lać się strugami po domach, po drzewach. Jego flet posiadał czarodziejską moc skraplania pary wodnej wibracją swoich tonów. Wydawało się, że świat wpadł w błędne koło krążenia wody, która spadała z nieba, potem parowała i znowu skroplona zalewała się w bezlitosną ulewę. Niby wszystko przebiegało prawidłowo jak od milionów lat, ale tylko niby, bo częstotliwość deszczów była zatrważająca.
– To wina utopca grającego na flecie – mawiali starzy ludzie.- Nie zaznamy spokoju dopóki ktoś instrumentu demonowi nie zabierze.
– Ale jak to zrobić? – takie pytanie zaraz rzucali inni.
– Trzeba ukraść, ale tak sprytnie, żeby nie wiedział, kto to zrobił, bo w innym przypadku… – tu głos odpowiadającego urywał się sugerując, że w podobny sposób urwać się może żywot śmiałka…