Rozdział 19
Grota
W momentach, kiedy Franek nie dawał sobie rady z problemami różnej maści, zawsze wiedział co musi zrobić. Żeby rozjaśnić umysł, przewietrzyć połączenia nerwowe i nałykać się pozytywnej energią wystarczył mu dłuższy spacer po parku na osadzie Jana. To też owego dnia uczynił. Szedł alejką, wąwozem w dół w kierunku groty. Tu chwila zadumy, modlitwy w myślach, a następnie wspinaczka schodami w nasypie i do mostku.
Są miejsca na świecie szczególne ze względu na walory krajobrazowe, architektoniczne, przyrodnicze. Niektóre wiążą się z mniej, czy bardziej ważnymi wydarzeniami z przeszłości. Są też miejsca słynące cudami, dokąd ciągną całe rzesze pielgrzymów, żeby doznać łask boskich bezpośrednio, lub pośrednio za wstawiennictwem Matki Bożej i świętych. Groty maryjnej w parku ojców Kamilianów do sanktuariów nikt nigdy nie zaliczał, ale dla lokalnej ludności zawsze stanowiła ostoję ciszy, spokoju, przystanek na krótką refleksję osnutą wątkiem modlitwy przed figurą.
– Nieraz wystarczy jedna zdrowaśka i już człowiek inaczej patrzy na świat – Frankowi świtało w pamięci, jak mówił ojciec katecheta na lekcji religii. – Bóg jest wszędzie, we wszystkich miejscach jest tyle samo jego osoby. Ludzie czasami zaślepieni, krótkowzroczni w grzechach, a nawet nie w ciężkich przewinieniach, ale w słabościach swoich potrzebują specjalnych okularów, żeby zobaczyć świat lepszym. Tymi okularami są sanktuaria, których sporo jest na całej Ziemi i w Polsce też. Nieraz nie trzeba robić wielkich wypraw, ale spróbować nauczyć się korzystać z zacisza naszej groty. A jak nie, to przynajmniej uszanować ją i pracę osób, które utrzymują przy niej porządek. Nie wiem, komu przeszkadza to cudowne miejsce?
Ojciec nie mówił tego ot tak sobie. Od czasu do czasu ktoś buszował nocą w grocie. Jeszcze nie było wtenczas solidnej kraty chroniącej jako tako przed aktami wandalizmu, można było swobodnie wejść do środka.
– A wiecie, że w naszym parku są skarby? – zapytał Czesiek pewnego razu, kiedy gromadnie wracali z lekcji religii, które odbywały się w salce katechetycznej.
– Tak, wiem w Talu – któryś odpowiedział i wszyscy wybuchnęli gromkim śmiechem. Było wiadome wszystkim, że do dolinki nazywanej Talem bezkarnie wyrzucane są śmieci.
– Głupi jesteś! – zaperzył się Czesiek. – Jest gdzieś wejście pod ziemię.
– Nawet kilka mogę ci pokazać – stwierdził ktoś inny. – Pierwsze to zsyp koksu przy szpitalu.
Tak niepoważne potraktowanie istotnej zdaniem Cześka informacji spowodowało, że obraził się na drwiących kolegów. Temat musiał jednak bardzo trawić jego wyobraźnię, bo następnego dnia na długiej przerwie w szkole powrócił do niego, ale już w mniejszym gronie zaufanych kolegów.
– Wejście pod ziemię jest w grocie, tylko nikomu nie mówcie. Park jest na starej kopalni, nie wiedzieliście? – zwierzył się konspiracyjnie trzem chłopcom z paczki. – Mówił mi brat, że wie o tym z pewnych źródeł. Zamurowali to wejście kamieniami i specjalnie postawili figurę, żeby ludzie bali się tam włazić, ale w nocy ktoś próbuje mur obalić.
– Niby, co? Figury mieliby się bać? – zapytał Franek.
– Nie rób z siebie kretyna – zjechał go Czesiek. – Boją się nie figury, ale samego miejsca. Widziałeś, żeby ktoś w kościele skakał po rzeźbach?
Tak, to był argument, większość ludzi uważało grotę za miejsce święte.
– Musimy sprawdzić czy to jest prawda. Coś tam musi być, przecież sam ojciec mówił na religii, że to jest cudowne miejsce – stwierdził Czesiek już krótko, bo dzwonek na lekcję brutalnie przerwał rozważania.
Młoda wyobraźnia Franka nie przestała drążyć mózgu. Wieczorem zapytał wprost swego ojca:
– Tato, czy to jest prawda, że park jest na starej kopalni?
– Który? – ojciec odłożył gazetę i poprawił okulary na nosie.
– Nasz, na Galenbergu. Chłopcy mówią, że jest tam wejście pod ziemię.
– Raczej wejścia nie ma, tam była kopalnia odkrywkowa chyba dolomitu – tato sprawę uciął krótko i chciał dalej poświęcić się lekturze.
– A podobno grota jest cudownym miejscem? – Franek dalej drążył temat – ojciec mówił to na religii.
– I miał rację, gdybyś nie gonił się z kolegami po mostkach i krzakach, to sam byś stwierdził, że jest tam ładnie. Niedawno wprawdzie pewna pani z parafii rozgłaszała, że figura Matki Boskiej uśmiecha się do niej, ale jestem pewien, że żaden z ojców kamilianów nie bierze tego na poważnie.
Franek powiedział w szkole Cześkowi, jak się ma sprawa z kopalnią.
– I co z tego? Jeżeli wydobywali kamienie, to dziury do podziemia nie może być? – odparł tamten, nie dawał za wygraną.
– No dobrze, może masz rację, ale jak to chcesz sprawdzić? Chcesz tam w nocy przyjść? – zapytał Franek.
– Nie wiem, coś wymyślę.
Długo głowić się nie musiał. Na następnej religii ojciec katecheta znowu się uskarżał:
– Można prosić i grozić, nikt się nie przejmuje. Znowu wczoraj chuligani buszowali w grocie. Ręce opadają! Wiem, że nieładnie jest skarżyć, sam się brzydzę donosicielami, ale jeśli któreś z was ma coś na ten temat do powiedzenia, to mówcie. Na milicję nie podam, zresztą oni bardziej się przejmują, kiedy pies nasika przy obelisku na placu Wolności. A ty Franek, czemu się zgłaszasz? Wiesz coś na ten temat?
– Niczego nie wiem, ale mnie też denerwuje takie chamstwo, proszę ojca. Dlatego mogę tam posprzątać z kolegami – tu wymienił wtajemniczonych kolegów.
– Wiesz, stary jestem, wojnę przeżyłem, ale stale mnie coś zaskakuje. Dobrze, porozmawiamy po lekcji – rzekł ojciec zdziwiony, bo prawdę mówiąc właśnie po Franku nie spodziewał się takiej reakcji. Gdyby znał intencje chłopca pewnie by się na to nie zgodził.
Chłopcy po religii poszli sprzątać grotę. Katecheta poprosił siwego brata zakonnego, który pełnił funkcję palacza w salce, żeby pokierował pracami, co wcale nie ułatwiało celu, jaki chciał Czesiek osiągnąć. Zaczęli zbierać powywracane wazony przy ołtarzyku, a Czesiek pierwszy wlazł, do niszy, w której stała figura, schylając się po wazon dotknął Maryi i aż krzyknął.
– Co się stało? – zapytał zaniepokojony zakonnik.
– Ta figura jest ciepła! – powiedział wystraszony Czesiek.
– Pewnie się rozgrzała od świeczek – skwitował brat.
O ty wszystkim przypominał sobie Franek stojąc po kilkudziesięciu latach przed grotą. Czuł, że problemy spływają z niego gdzieś pod ziemię. Stawały się błahe, łatwe do rozwiązania. Pomyślał, że jest to faktycznie cudowne miejsce, nie ważne czy za figurą jest wejście do podziemi, czy sama postać wydaje się być ciepła. Nigdy do tego tematu z Cześkiem nie wracał. Ciekawe, co on powiedziałby teraz o całym zdarzeniu, nie widzieli się już tyle lat…
– A cóż się pan tak wpatruje w figurę? – ktoś rzucił pytanie się tuż za plecami Franka…
Zaskoczony przestraszył się najpierw, zaczął się tłumaczyć zbity z pantałyku. Po kilku zdaniach uświadomił sobie jednak, że to jest przecież…
– Czesiek! To ty?!